środa, 24 maja 2017

Aliya C.D Yuki/Hanzo



Szłam patrząc za siebie. Przed chwilą wydawało mi się, że widziałam tam Rakshę. Nie zauważyłam kitsune, który zmierzał dokładnie we mnie. Właśnie poczułam czołówkę (XDD). Zawarczałam. Zaskoczyła mnie jednak reakcja tej wadery. Podkuliła ogon, zaczęła piszczeć i nie wiedziała co robić.
- Jesteś Yoko? - zapytałam chłodnym tonem.
- Nie, jestem Zenko...
Od razu poczułam do niej sympatię. Może pomoże nam w ciągłych walkach z Yoko. Była sierści koloru Byakko. Tak jak ja.
- Szukasz watahy?
- No może... Nie. Właściwie nie...
Rozczarowało mnie to.
- Jakbyś chciała to daj znać...
Pobiegłam do naszego domu. Coś mnie dziś ugryzło w szyję...
Odzyskałam przytomność. Nade mną stał Hanzo... Cóż za groza... Poczułam to tak jak sekundę nowojorską (Czas pomiędzy zapaleniem się zielonego światła, a używaniem klaksonów przez Nowojorskich taksówkarzy.). Okrutny uśmiech pojawił się na jego twarzy. Postanowiłam odpowiedzieć uśmiechem głupka. A co mi tam! Hihihi! Niech go zatka! Postanowił chyba z tym skończyć. Wyszczerzył kły.
- Masz bardzo ładne ząbki! - usłyszałam głos... Czyj? Nie byłam pewna. Na pewno nie Tiruno. Z trudem się obejrzałam... To była ta wadera, którą widziałam rano. Latał przy niej kruk. Nie wiem co tu robiła...

<Długie, bo dopisała moja wena. A, Yuki, zabrałaś mi anime które miała mieć Aliya... Ale znalazłam inne.>


Od Raen'a C.D Raksha


Szedłem powolnym krokiem przez las w myślach przeklinając dzisiejszy dzień. Zdecydowanie nie należał on do tych najprzyjemniejszych... Nie dość, że przed chwilą uciekła mi zwierzyna, to jeszcze jestem ranny, bo gdy uciekała musiała, po prostu MUSIAŁA kopnąć mnie akurat w lewą łapę. Tak więc zostałem skazany na chodzenie po tym okropnym lesie z uszkodzoną nogą i krwią kapiącą z mojego boku. Po prostu świetnie...
Przedzierałem się więc pomiędzy drzewami i krzakami - tylko po to by znaleźć kogoś z mojego stada. W duchu modliłem się tylko o to, by ktoś wreszcie mi pomógł i w najlepszym przypadku - uleczył.
W tamtym momencie znikąd wyskoczyła inna wadera - prawdopodobnie z mojego stada.
- To tylko ty... - bąknęła po chwili. - Myślałam, że to ktoś obcy...
- Tja, to tylko ja... W ogóle, mogłabyś mnie zaprowadzić do jakiegoś lekarza czy coś? Niezbyt się tu jeszcze orientuję...
- Nie mam za bardzo do kogo... Nie wygląda to na nic poważnego, do jutra się zagoi, więc raczej nie umrzesz od tego.
- Świetnie, chociaż tyle dobrego... - westchnąłem i spojrzałem kątem oka na Rakshę.
- Czyżby nieudane polowanie?
- A żebyś wiedziała...
- Dostosujesz się, w końcu. Jesteś tu od niedawna, nie? W ogóle to jak masz na imię? Jeszcze nie miałam okazji głębiej cię poznać...
- Raen. A ty to pewnie Raksha? Nasza Alpha jeśli dobrze kojarzę.
- Dokładnie. - odparła. - Gdzie zamierzasz teraz iść?
- Właściwie to miałem zamiar wydostać się z tego lasu, a później... Się zobaczy. - wzruszyłem ramionami i usiłowałem nieco przyśpieszyć kroku, tak by nadążyć za waderą.
- Nie zwiedzałeś jeszcze całej reszty terenów? Wątpię, żebyś tak szybko się tu odnalazł...
- Praktycznie nikogo tutaj nie znam. - uśmiechnąłem się w jej stronę. - Masz rację, chyba powinienem nadrobić. Jak tylko mi przejdzie - postaram się znaleźć jakiegoś dobrego przewodnika, bo obawiam się, że bez niego prędzej tu zginę...
- Bardzo możliwe... Odprowadzę cię do jaskini.
- Obejdzie się, dam sobie radę... - mruknąłem pod nosem i jeszcze bardziej przyśpieszyłem kroku.
Szczęście najwyraźniej zaczynało się do mnie uśmiechać. Nie dość, że znalazłem kogoś od nas, to jeszcze ból w łapie powoli łagodniał i delikatnie mogłem już na niej stąpać.
Wyszedłem więc jako pierwszy z lasu zostawiając alfę niedaleko w tyle.
Postanowiłem poszukać sobie jakiegoś tymczasowego noclegu. Nie posiadałem żadnego domu. Byłem raczej wędrowcem, który cały czas zmienia swoje miejsca zamieszkania i nie ma stałego lokum. Zaczynało się już powoli ściemniać, więc szybko wybrałem jakąś dobrą kryjówkę.
Tym razem trafiło na niewielką, opuszczoną norę znajdującą się pod jakimś małym wzniesieniem. Tam też się usadowiłem i zamknąłem oczy, po czym odpłynąłem do krainy Morfeusza.
Następnego ranka obudziłem się o świcie i z zadowoleniem stwierdziłem, że ból w łapie całkowicie przeszedł i krew na boku zaschła, więc nie wyglądało to wszystko aż tak źle. Do południa zajmowałem się testowaniem mojej sprawnej już nogi i małymi próbami biegania, oraz polowania. Z tym ostatnim szło coraz lepiej, także tutaj mogę być z siebie dumny.
Po jakimś czasie udałem się wreszcie do jaskini alfy. Oczywiście zanim tam dotarłem pobłądziłem kilka razy, ale w końcu jakoś to poszło i trafiłem tam gdzie trzeba.
- Em... Cześć? Raksha, jesteś tutaj?
- Potrzebujesz czegoś? - Spytała z drugiego końca ,,pomieszczenia"
- Znasz kogoś kto mógłby mnie jakoś oprowadzić?
- Ehh... Wszyscy są w tym momencie zajęci. - bąknęła.
- A... Ty masz czas? Mogłabyś mi jakoś pomóc? - spytałem pełen nadziei.


<Raksha?>

Powitajmy nowego basiora!

https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/00/a7/8b/00a78baa869811b5d80991c635ea5be2.jpg 
Raen

niedziela, 21 maja 2017

Raksha C.D Hanzo/Mirau

Byłam zaskoczona zachowaniem Hanza. Wcześniej wydawał się być spokojny, a jego opowieść wiarygodna. Po sporze braci zaczynam podejrzewać, że to nie Mirau był tym "złym".
Po zostawieniu Miraua pod opieką Ash, wadera odeszła do Hanza. Ten siedział pod ulubionym drzewem. Samica najwyraźniej nie była zadowolona z zachowania samca.
-Co cię wzięło?- zapytała zirytowana.-Mirauowi mogło się coś stać!
Ten zapatrzył się w glebę. Wyglądał na zamyślonego.
-Dlaczego to zrobiłaś..?- zapytał szeptem- Liznęłaś mnie..?
-To już inna sprawa. -warknęła groźnie. Hanzo podniósł głowę i położył uszy po sobie, jakby chciał odreagować strach. Wiedział, że Raksha może nie jest silniejsza od niego psychicznie, ale jako alpha Yoko potrafiła posługiwać się dobrze magią.
-Wściekłem się. Po tylu latach prosił o pogodzenie się..
-Lepiej późno niż wcale.-powiedziała, jednak już z większym spokojem. Uszy Hanza powróciły do pierwotnej pozycji.
-Nigdy mu nie wybaczę.
-W takim razie muszę cię zabić.
Hanzo popatrzył się na waderę błagająco. Ta parsknęła śmiechem.
-Nie żartuj sobie z tego..-parsknął pogardliwie.
-Gdybyś zdecydował się być dupkiem i ignorantem, to Mirau byłby martwy. No, albo ty.
-Potrzebuję czasu.-westchnął- Dowiem się, dlaczego mnie liznęłaś?
-Myślałam, że pocałunek od ładnej wadery cię zmusi do pogodzenia się..-uśmiechnęła się sarkastycznie- Nadal mam twoje włosy na języku..- spróbowała udać smutną.
-Wiem, że ci się podobało..-ciągnął Hanzo.- Wiedziałem, że jestem przystojny i nawet ty na mnie polecisz.
-Zboczeniec.- fuknęła- Oby tak dalej, to niedługo Mirau zobaczy twoje ciało rozszarpane kłami Rakshy.
<Mirau, Hanzo?>
 

Hanzo C.D Raksha/Mirau

Raksha odeszła, a Hanzo znów został sam. Basior z pozycji leżącej
zmienił na siedzącą. Nagle poczuł wzrok swojego brata z tyłu.
-Czego chcesz?-zapytał Hanzo.
-Hanzo proszę. . . zakończmy te spory. . .-odpowiedział Mirau.
Mirau podszedł do Hanza.
-Hanzo?-Mirau poczuł złość i jednoczeście smutek swojego brata.
W tej chwili Hanzo stracił kontrolę nad sobą. Starszy basior nagle
wtopił swoje kły w udo swojego młodszego brata.
Basior nie mógł uwierzyć w
zachowanie swojego brata, tak samo jak Hanzo.
-Hanzo!-warknął Mirau.
Raksha zauważyła spory braci. Ruszyła do nich biegiem.
-Hanzo! Mirau! Przestańcie!-wykrzyknęła wadera.
Nagle spojrzała na krwawiące udo Miraua.
-Chodź ze mną, zaprowadzę cię do naszej uzdrowicielki..-powiedziała wadera.
Jak Raksha powiedziała tak Mirau zrobił. Weszli do lecznicy gdzie
Ash pomagała rannym i chorym. Już dotarli na miejsce które było oznaczone
dużą ilością kwitnących wiśni. To było jedne z naładniejszych miejsc na tym
czarnym i smutnym terenie. Nagle za jednego drzewa wyszła młoda i zgrabna wadera.
-Witaj Raksha-odezwała się ze uśmiechem Ash.
-Witaj Ash. Mam tutaj pacjenta dla ciebie.-odpowiedziała Raksha spoglądając na Mirau.
Wtedy Raksha zostawiła basiora pod opiekę Ash. Wadera spoglądnęła na ranę pacjęta.
-Co ci się stało? Widać, że ktoś cię ugryzł-zapytała.
Wtedy basior nie wiedział czy odpowiedzieć uzdrowicielce czy może jednak nie.
<Mirau,Raksha?>

Nowa członkini!

 
Ash